Bazaar

Zaszyłem się… Zaszyłem się na dobre. Nie, nie dlatego, że zdradziłem Opoja. W wierze akurat jestem nieugięty, za co pracownicy przybytku przy ulicy Rozrywki 1 w Krakowie (dla niewtajemniczonych – krakowskiej przyzby wytrzeźwień) postawili mi kamień na Błoniach z dedykacją, ‘Ty jesteś skała’. To dzieki mnie w okresie transformacji ustrojowej i późniejszego galopującego bezrobocia za rządów Bucka ich miejscom pracy nie groziła likwidacja. To znaczy, dzięki Opojowi, ma sie rozumieć, jam jest jeno nędznym robakiem w niebiańskiej flaszce Tequilli.

Zaszyłem się z innego powodu, o którym będzie osobny wpis jak tylko przejdzie mi deprecha i wściekłość na urzędasów tak brytyjskich jak i unijnych. Na razie niech Ci, szanowny czytelniku starczy, że już byłem w ogródku, już witałem się ze złotym cielcem kiedy nagle urzędasy krzycząc że ‘nie ma stosownych przepisów, nie da się, nie wiemy jak’ złapały mnie za pośladki i sprowadziły do parteru w wyniku czego na nowo muszę wygrzebywać się z brytyjskiego bagna i mojej gównianej roboty. Tak to jest jak politycy uzurpują sobie prawo regulowac wszystkie dziedziny zycia – nigdy nie przewidzą wszystkich możliwości przez co niewinny człowiek wpada w czarną dziurę biurwokracji.

No nie ważne, przejdźmy do spraw przyjemnieszych.

Jakiś czas temu Kosher Newspaper oznajmiła wszom i wobec, że duma rozpiera ponętne piersi Polek (z których młodzi Polacy urodzeni za becikowe wysysają antysemityzm). Męska część popluacji z braku piersi do wypełania dumą, ze szczęścia klaska uszami. Oto bowiem Rodak, niejaki Bucek, został przewodniczącym Par-lamentu Europejskiego. ‘Polakom gratulujemy Bucka’, śpiewają jednym głosem Euro-osły. Jeden tylko Maryjan chlipie w kąciku. Maryjan to ten, który za rządów AWS-u posuwał Bucka od tyłu we właściwym kierunku, zyskując sobie miano szarej eminencji, choć ówczesny premier kraju nie wyglądał na ministranta. Maryjan do Europar-Lamentu się nie załapał, w związku z czym przyjemność ‘posuwania we właściwym kierunku’ ba! nawet ‘zacieśniania stosunków’ przypadnie komu innemu. No trudno się mówi, łączę się z Mańkiem w bólu a Buckowi, rodakom i Mumii Europejskiej życzę, żeby Rodak na stanowisku okazał się tak sprawnym Przewodniczącym jak sprawnym był płemiełem.

Przejdźmy teraz do tematu dzisiejszego odcinka. W dzisiejszym wydaniu chciałbym oficjalnie zaprotestować przeciwko polityce demograficznej pana Boga. Nie dość, że w porywach szaleństwa rzucił Polskę pomiędzy okręg Kaliningradzki, Tysiącletnią Rzeszę, Litwę, Białoruś, Ukrainę, Czechosłowację i Śląsk to jeszcze, jakby tego było mało, bez uprzednich konsultacji, rzucił mnie w sam środek naszego pięknego kraju (a konkretniej na południe).
A ja tu pasuje jak penis do ucha! Ba! Nie tylko tutaj, ja wogóle nie pasuję do tzw. ‘cywilizowanej Europy’.
Parę dni temu dowiedziałem się z Wybiórczej o eksmisji na bruk (myślałem, że zakazana w polskim prawie, ale ‘co wolno wojewodzie’) kupczyków z Krakowskich Domów Towarowych (KDT) zlokalizowanych na Placu Deliriad pod Penisem Józefa Stalina (przemianowanym na PKiN, żeby nie denerwować moherowców). Sama eksmisja i potraktowanie kupców cyklonem B, generalnie, żeby zacytować gospodarza Pavlica z karczmy ‘pod Kielichem’ – gówno mnie obchodzi.
Wkurza mnie natomiast powszechna kampania wśród merdiów i ‘ludu oświeconego’ przeciwko handlowi ‘szpecącemu nasze ulice’ (i wasze kamienice). I to nie tylko w ‘stolycy Europejskiego kraju’, której nie przystoi ‘azjatycki bazar’, ale też w innych miastach nadwślańskiej krainy, w których przy poklasku gazet i bywalców galerii handlowych, zwalcza się babcie spod Lot-u, gażdziny z nielegalnymi oscypkami bez certyfikatu, Ukraińców z fajkami i chłopow z jajami. No przeczytaj sobie, szanowny czytelniku choćby to.
W szególności zwróć uwagę na to arbitralne stwierdzenie pismaka ‘wielu szpecących ulice stoisk i straganów’. Może ja pochodzę od innej małpy, ale uważam, że większą rację bytu mają w mieście właśnie przekupy ze swoimi straganami, handlarze szwarcem, mydłem i powidłem czy nawet targ koński (jaki był przed wojną). Lepsze to niż pusty plac czy muzeum (do którego dopłacisz, szanowny czytelniku, z podatków, bo nikt nie pójdzie oglądac współczesnych bohomazów czy jądrów na krucyfiksie). Od przekupek można, ale nie trzeba kupować więc wychodzi taniej a ich stragany nadają koloryt (i specyficzny zapach) otoczeniu. Jeśli redaktor Koszernej czy Nocnika wstydzi się przed niemieckimi turystami to już jego sprawa. Dla mnie może się nawet ze wstydu rzucić ze skały jak Wanda, której nie chciał Niemiec. Miasto jest od tego, żeby w nim żyć a nie od tego, żeby podobało się turystom. Nie można odgórnie (pod urzędniczym przymusem) promować turysyki usuwając handlarzy, szyldy, dorożki i inny politycznie podejrzany element (spekulantów, cinkciarzy i zaplutych karłów redakcji) zostawiając jeno restauracje, puby, parę sklepów z pamiątkami, banki i biuro ogłoszeń Gazety Wyborczej, bo tylko banki, biura i BO G.W. stać na remont kamienic. W efekcie miasto owszem, podoba się turysom, ale traci swój charakter, stare miasto w Krakau stało się galerią dla przybyszów z Rzeszy, Kazimierz, kiedyś trochę niebezpieczny ale ciekawy, jest obecnie dzielnicą snobów i ‘japis’.
A i to nie zadowala urzędników i użytecznych idio… o przepraszam, oświeconych Europejczyków zwlaczających Azję!

Tak obserwując co się wyrabia w Wawie i w moim rodzinnym mieście doszedłem do wniosku, że mam mentalność Azjaty. Być może moim dalekim przodkiem był sam Tuchaj-Bej (podobno na pośladkach mam ryby siną barwą kute, ale nie moge zweryfikować tych doniesień, bo bym se kark skręcił)… Jak dla mnie kleparz jest o wiele piękniejszym i interesującym miejscem niż sterylna i sztuczna galeria. Gwar i tłum są dla mnie przejawami życia i ludzkiej inicjatywy, i to mnie sie podoba. Mało tego, wybraliśmy się z moja mądrzejszą połówką na rocznicę do Porto. Co prawda nie załapałem się na audiencję u Salazara, ale połaziliśmy se po starym mieście i czułem się tam, jak w na Kaźmirzu w Krakowie na początku lat 90-tych (oczywiście biorąc poprawkę na różnice architektoniczne i położenie). Kamieniczki zaniedbane, lokatorzy spod ciemnej gwiazdy, gacie wywieszone za oknem (co w moim oświeconym mieście ma być zakazane – o ile już nie jest), miasto wydaje się mieć w dupie turystów a ci tłumnie się do tej dupy pchają. Dla mnie bomba – spacerując po starym mieście można zaobserwować życie jego mieszkańców (a nie godziny pracy i ilość zmian barmanów, kelnerek czy bankierów), perfidnie zajrzeć komuś do chałupy (a nie do biura czy witryny banku), można pogadać z lokalsem, pokłócić się z babą w bramie kamieniczki (a nie zapłacić mandat straży miejskiej za zwiedzanie miasta bez licencjonowanego przewodnika). I o to chodzi! Miasto ma żyć a nie być skansenem. Jeśli przy okazji podoba się turystom to super, ale nie twórzmy urzedniczego raju, bo za niedługo nasze miasta przypominać będą metropolie Korei Północnej uregulowane aż do bólu. Kto w takich (po)tworach będzie chciał żyć?

No dobra! Ponarzekaliśmy, pora na tradycyjną relaksującą piosnkę.