Ziomek na Czarnym Lądzie Ameryki Północney

No i wpadłem jak kamień w kompot! A to dlatego, że ostaniemi czasy:

Po pierwsze primo: Polował na mnie agent Tomek.
Po drugie primo: Moja mądrzejsza połówka cos się ostatnio obija ze studiamy i ma trochę więcy czasu dla mnie… To już nie to co kiedyś, kiedy mogłem się zamnkąć w klozecie i pisać.
Po trzecie primo: Znalazłem se nową (lukratywną) robotę, ale z powodów euro-bryto-biurwokracji i niekompatybilności pomiędzy krajami zjednoczonej, wydawać by się mogło, Jełropy (które opiszę kiedy indziej) musiałem odmówić, co spowodowało u mnie frustrację i stresa, zabijającego szybciej i skuteczniej niż palenie papierosów, przed którym Mumia ma mnie niby chronić.
Po czwarte primo: Po pijaku zapisałem się na jakiś debilny kurs, który ma niby podnieść moje kwalifikacje a w rzeczywistości tylko gmatwa sprawy oczywiste rozbijając np. na sto tysięcy etapów podróż mojej myśli z mózgu do ust (to akurat przy okazji zagadnienia komunikacji werbalnej). No ale w Anglii, tak jak i w Generalnej Guberni, liczy się papierek.

W takich okolicznościach przyrody blog trochu się zakurzył i zmechacił (nie prałem w kokolino) za co posypuję sobie głowę popiołem z papierosów bez banderoli. Aż dziw bierze, że miłościwie nam panujący kurdupel nadęty nie ogłosił jeszcze żałoby narodowej.

No nic, przejdźmy do rzeczy. Kiedy zakładałem tego bloga, wrzuciłem go nieopatrznie również do kategorii ‘książki’ czy ‘literatura’. Nie żebym był jakimś molem książkowym. Książki to ja najchętniej palę publicznie na Placu Nowym (dawnym Placu Żydowskim) przy dźwiekach muzyki Wagnera. No ale słowo się rzekło, więc żeby nie być gołodupnym, zamówiłem se ostatnio książkę, której ałtor założył, że kraina czarnej demokracji w białym domu upadnie, i trzeba się będzie ewakuować. W tym celu kolo przechodzi szkolenie surwiwalu (gdyby trzeba było uciekać w las), próbuje przelać oszczędności za granicę i uzyskać obywatelstwo innego kraju (gdyby trzeba było pierzchać za granicę). Książka porusza częściowo temat wolnościowy i żeby nie owijać zbytnio w bawełnę przytaczam swoje tłumaczenie fragmentu na wybrany temat:

‘Za kilka dni zobowiążę się do wydanie pół miliona dolarów. To więcej niż posiadam. I po co to wszystko? Dla świstka papieru? Paszportu – małej książeczki nieznaczącej nic we wszechświecie. Patrząc realistycznie, świat nie skończy się za mojego żywota, a nawet gdyby – to i tak wszycy będziemy martwi, tak na St. Kitts jak i w Stanach.

Gdyby natomiast miało dojść do katastrofy na mniejszą skalę, mała karaibska jest na nią bardziej narażona niż USA. Musiałbym się tu liczyć z większym ryzykiem głodu, suszy, huraganów, tsunami czy braku prądu. Nie ma gdzie uciec i gdzie się schować, szczególnie tutaj, w najmniejszym państewku obu Ameryk.

Tak się zaciąłem w poszukiwaniach paszportu mającego ułatwić mi wyjazd z ogarniętych kryzysem Stanów, że zapomniałem o podstawach surwiwalu. 

W końcu wszystkie moje działania zaczęły mi się jawić jako największa ściema w historii ludzkości. Czy gdyby coś stało się w Stanach paszport St. Kitts pozwoliłby mi wydostać się z kraju po ogłoszeniu stanu wyjątkowego czy raczej zostałby skonfiskowany przez urzędników kontroli granicznej?
A może ludzie, z którymi załatwiam formalności są w zmowie i dadzą dyla z moimi pieniędzmi?
 
(…)

Męczyłem się przez całą noc. Najpierw nachodziły mnie obawy, że nie dostanę paszportu, potem, że dostanę.

Zasnąłem gdzieś o świcie. Po kilku godzinach obudził mnie telefon. AIG Private Bank wreszcie oddzwonił. Z dnia na dzień moje nędzne oszczędności kurczą się wraz z upadkiem dolara, nie tylko wobec Euro ale nawet wobec lokalnych karaibskich walut. Nigdy nie sądziłem, że doczekam czasów, kiedy mieszkańcy Europy Wschodniej będą latać do Stanów na tanie zakupy.

‘Chciałbym otworzyć konto w waszym banku’, zagadałem.

‘Wspaniale’ odpowiedziała kobieta z ledwo wyczywalnym szwajcarkim akcentem ‘pozwoli pan, że zadam panu kilka pytań’.

‘Oczywiście’

‘Czy jest pan obywatelem Stanów Zjednoczonych?’

‘Tak’

‘Przykro mi, ale od dobrych kilku lat nie obsługujemy obywateli’

‘Jak to? Mój przyjaciel Spencer Booth jest Amerykaninem, i o ile wiem ma u was konto.’

‘Prawdopodobnie otworzył je dawno temu. Już nie prowadzimy interesów z obywatelami USA. Przykro mi, do widzenia.’

Rozłączyła się zanim zdążyłem odpowiedzieć. Poczułem się jak wyrzutek. Nie mogłem uwierzyć, że bank nie chce moich pieniędzy tylko dlatego, że jestem Amerykaninem.

Okazuje się, że wiele banków, które sprawdziłem posiada specjalne klauzule dotyczące postępowania z obywatelami Stanów. Nawet wiele sklepów wysyłkowych, sprzedających stare dokumenty podróżne, przestało wysyłać swoje towary do USA bo celnicy otwierali i konfiskowali towar. Nasz rząd wydaje się wściubiać swój nos wszędzie gdzie się da.

W międzyczasie odkryłem parę ciekawych fucktów. Wg raportu organizacji ‘Dziennikarze bez Granic’, Stany Zjednoczone zajmują 53-cią pozycję w rankingu wolności prasy. Ex aequo z Botswaną i Chorwacją (…) Zgodnie ze statysyką Departametu Sprawiedliwości, jeden na 32 Amerykanów siedzi w więzieniu, podlega dozorowi sądowemu lub jest na zwolnieniu warunkowym.

Wydaje się, że miast cieszyć się prawdziwą wolnością, mamy jedynie jej iluzję. Jak zwierzęta na wybiegu w zoo. Dopóki nie spróbujemy wydostać się z klatki, nie wiemy, że tak naprawdę nie jesteśmy wolni.’

Skłania do refleksji, prawda? Że obywatel najwolniejszejszego kraju rządzącego przez pokojowego noblistę musi kombinować jak żyd za okupacji… Jak skończę całość (gdzies w grudniu) to napiszę, czy książka warta zachodu czy też należy se nią podetrzeć tyłek (ewentualnie spalić na Placu Żydowskim przy dźwiekach Wagnera). W każdym bądź razie, gdyby ktoś czytał szybciej ode mnie a był zainteresowany, ałtorem jest Mr. Neil Strauss a książka nosi tytułł: ‘Emergency: One Man’s Story of a Dangerous World, and how to Stay Alive in it’.

No to tyle na dziś, a na koniec muzyczny powrót w wielkim stylu i przytupem.