Obamadrama II

Podczas kampanii prezydenckiej w USA, zewsząd dochodziły mnie słuchy że Europa trzymała kciuki za Obamę. W pracy ludzie próbowali mnie wciągnąć w konwersacje na temat debat prezydenckich, których nie oglądałem, a moja koleżanka ze Szwecji wręcz modliła się, żeby czarny koń prezydenta USA ponownie stał w Owalnym Gabinecie Białego Domu. Choć byłem tym zażenowany, nie zdziwiłem że Europejczykom imponuje zbrodniarz, który potrafi ładnie się uśmiechać do kamery i przemawiać na tyle demagogocznie, żeby pociągnąć za sobą ciemne masy. Nie bez powodu kochali się oni w Hitlerze, Mussollinim czy Stalinie, chętnie oddając resztki swojej wolności w zamian za ułudę bezpieczeństwa socjalnego (co dostali wzamian wie każdy kto choć raz obejrzał jakiś film dokumentalny o Polakach mordujących żydów w Oświęcimiu czy innym Jebwabnem, przy dezaprobacie, a często i aktywnym sprzeciwie, niemieckich strażników).

Obamie oczywiście jeszcze daleko do Hitlera czy nawet Czegewary ale chłopak się stara, trzeba mu to przyznać. Oto nie tak znowuż dawno, bo z zeszłym roku, ale za to na bardzo krótko w mediach mainstreamowych (a do teraz w mediach skrajnie lewicowych i anarchistyczno-wolnościowych) ukazała się wiadomość o liście śmierci prezydenta USA. Sprawa ujrzała światło dzienne głównie dzięki decyzji prezydenta o zamordowaniu Anwara Awlaki oraz, w dwa tygodnie później, jego 16-letniego syna. Prezydent Obama, na podstawie opinii dwóch prawników zadecydował, o wysłaniu dronów (zdalnie sterowanych samolocików) w celu wykonania egzekucji. Zanim jednak do niej doszło, ambasada USA w Jemenie wezwała do siebie panów Alwaki, żeby odebrać im paszporty, słusznie rozumując, że zamordowanie obywateli innych państw nie będzie w Stanach tak kontrowersyjne jak zamordowanie obywateli USA.  Ostatecznie, paszportu nie udało się odebrać, więc w raporcie Departamentu Stanu o obywatelach USA, którzy stracili życie poza granicami kraju, oficjalna przyczyna śmierci Alwaki ojca i Alwaki syna figuruje jako ‘nieznana’. Sprawa Alwakich to tylko wierzchołek góry lodowej. Jak podaje biuro inwestygatywnego żurnalizma, na liście śmierci Obamy są mieszkańcy Somalii, Pakistanu, Jemenu, o Afganistanie czy Iraku nie wspominając. W latach 2004-2013, w samym tylko Pakistanie z ręki dronów zginęło pomiędzy 2,537-3,581 ludzi. Z tej liczby, pomiędzy 411-884 to ofiary cywilne z czego pomiędzy 168-197 to dzieci. Z 366 atakow, 52 odbyły się za prezydencji prezydenta Busza, którego media przedstawiały jako krwiopijcę, mordercę niewiniątek i gwałciciela niewiast. Laureat pokojowej nagrody Nobla zadecydował o 314 atakach. Na jego konto zalicza się około 535 ofiar śmiertelnych wśród cywili (z czego około 175 dzieci). Powtórzmy – 175 dzieci, i to w samym Pakistanie (syn Alawiego zamordowany został w Jemenie). Ciekawe, czy pan Obama uronił choć łzę jak raczył to uczynić przed kamerami po masakrze w Connecticut. Pewnie nie, bo dzieci pakistańskie nie wpływają tak na słupki poparcia jak dzieci wyborców.

Za niedługo problem ataków dronów może stać się codziennością także na amerykańskiej ziemi. Jeśli odwiedziłeś, Szanowny Czytelniku, polecaną przeze mnie stronę spisku wolnościowego, na pewno zapoznałeś się z podcastami na temat obstrukcji parlamentarnej senatora Randa Paula (syna Rona Paula). Senator z Kentucky w celu zablokowania nominacji Johna Brennana, który przedkłada panu Obamie kandydatów do listy śmierci, na szefa CIA, przemawiał w kongresie przez 13 godzin, czego nie powstydziłby się sam Castro w latach młodości. Ponieważ do 2015 drony mają być włączone do amerykańskiej przestrzeni powietrznej, Rand Paul wysłał do administracji zapytanie czy będzie ona uprawniona do przeprowadzania ataków na terenie Stanów Zjednoczonych na tej samej zasadzie jak obecnie na terenach obcych państw. Administracja odpowiedziała wymijająco, że ‘nie zamierza przeprowadzać ataków na terenie USA’ co nie odpowiada na pytanie czy będzie czy nie będzie do tego uprawniona (jeśli ktoś da mi prawo do przerabiania noworodków na macę, to, czy zamierzam czy nie zamierzam z niego skorzystać to sprawa drugorzędna). To dało pretekst Paulowi do wyjścia na mówinicę i brawo za to panie Senatorze! Wątpię jednak, żeby pan coś zmienił. Świat kocha Obamę dzieciobójcę za to że wprowadza osłony socjalne, chce zabrać Amerykanom prawo do noszenia broni i ładnie się uśmiecha do kamery.

W dzisiejszych czasach, w zalewie informacji, gdzie autorytetami medialnymi są pacynki, trudno przebić się prawdziwym rzeczowym informacjom. Często podawane są one przez ośrodki ekstremów politycznych i tylko czasem trafiają do mainstreamu, jeśli mainstreamowi to na rekę. Może więc warto wykorzystać fakt, że moje opinie uchodzą w świecie za mądre i wyważone, i szybko podsumować kilka wybranych elementów prezydencji Noblisty i lewicowego liberała, które zaprzeczają jego obrazowi tworzonemu przez media:

  1. Ataki dronów – Obama mianował się sędzią, ławą przysięgłych i katem w jednej osobie. Zabijanie ludzie bez wyroku sądowego, niezależnie od tego kim są, to zwykłe morderstwo. USA nie wypowiedziały wojny Pakistanowi, Jemenowi czy Somalii. Ba! nie wypowiedziały jej nawet Afganistanowi i Irakowi, w przekonaniu, że schwytanii jeńcy nie będą podlegać pod konwencję genewską (ale to akurat obciąża konto Busza – tak na marginesie – jak podaje Telegraf, administracja Busza przynajmniej prowadziła dyskusje nad etycznymi aspektami jego posunięć – ludzie z otoczenia Obamy mówią, że jest on ‘easy and comforable with his decisions’, czyli ‘pełny luzik’ że zabiliśmy 175 dzieci). Zapamiętaj, Szanowny Czytelniku, około 535 ofiar śmiertelnych wśród cywili, 175 dzieci. Szaleniec z Connecticut zabił ich tylko 20.
  2. Głantanamo – Na początku piwerszej kadencji obiecał że zamknie. Zamknął?
  3. Imigracja – Liczba imigrantów deportowanych przez administrację Obamy jest o 150% wyższa od liczby deportacji za czasów Busza. Od objęcia prezydencji, ten demokrata, któremu na sercu leży los najbiedniejszych deportował 1,400,000 nielegalnych imigrantów. W teorii deportowani mają być niebezpieczni imigranci, a w rzeczywistości większość z nich aresztowano i deportowano za drobne wykroczenia, np. drogowe. Tak jak w Polsce – żeby wyrobić norme i  żeby zgadzała się liczba deportowanych kilerów – na tej samej zasadzie działa u nas Straż Miejska łapiąc studentki przejeżdżające na rowerach przez przejścia dla pierwszych. A pamiętasz, Szanowny Czytelnikku, jaki podniesiono raban w mediach, kiedy za czasów krwiożerczego Busza władze Arizony zaczęły deportować imigrantów?
  4. Legalizacja marijuany – W czasie kampanii prezydenckiej nasz wrażliwy społecznie liberał opowiadał, że nie będzie ingerował w prawo stanowe dotyczące narkotyków (prawo federalne ich zabrania ale niektóre Stany nie ścigają posiadania np. maryśki a anwet zezwalają na jej uprawę i sprzedaż). Niektóre Stany połączyły wybory prezydenckie z referendum w sprawie legalizacji marijuany i małżeństw niepatriotycznych, jak to określił nasz rodzimy prezydent-noblista, który nie umie wytłumaczyć wnuczkowi. Wszystkim, którzy uważają, że po zalegalizowaniu trawki mogą ją sobie legalnie uprawiać i palić może się to odbić niezłą czkawką i przecweleniem w federalnym więźniu. Albowiem (niespodzianka!) administracja Obamy zrobiła zwrot o 180 stopni. W styczniu tego roku, niejaki Aaron Sandusky, został skazany na 10 lat więzienia za uprawę i sprzedaż leczniczej marijuany – działalność zgodną z prawem stanowym Kaliforni.
  5. Prześladowanie lewarków – W styczniu 2012, turysta z Florydy, niejaki Fitzgerald, wszedł do gmachu Sądu Ostatecznego z koszulką ‘Occupy Everything’ nawiązującą do słynnego ruchu lewackiego – łokupuj łolstrit. Pracownicy Sądu nakazali mu ściągnąć koszulkę a gdy odmówił, został aresztowany. Prokuratura ostatecznie zrezygnowała z oskarżenia a pan Fitzgerald zaskarżył decyzję o aresztowaniu i domaga się miliona dolarów odszkodowania. Administracja Obamy argumentuje, że aresztowanie było słuszne, bo w gmachu Sądu Najwyższego nie obowiązuje pierwsza poprawka mówiąca o wolności słowa.

O ograniczaniu wolności, podwyższaniu podatków, rozbrajaniu obywateli przy jednoczenym uzbrajaniu państwa nie bedę się rozpisywał bo tego można się spodziewać po każdym polityku, niezaleznie od koloru skóry czy przynależności partyjnych.

W związku z powyższym kilka rzeczy rzuca mi się na myśl:

  1. Hitler też nie przestrzegał konwencji genewskiej, ale miał na tyle ‘przyzwoitości’, że wypowiedział Polsce wojnę. Co prawda po czasie i nie wiem czy było nad tym formalne głosowanie w Reichstagu. Natomiast w Kongresie nie było nawet wzmianki o wojnie przeciw Jemenowie czy Pakistanowi, w których pan Obama przeprowadza zamachy.
  2. Komuniści mordowali na potęgę, ale zachowywali pozory leganości swoich działań organizując pokazowe procesy a nie wpisując ‘przyczyna śmierci nieznana’.
  3. Koleś z Connecticut po zabiciu dzieci przynajmniej osobiście palnął sobie w łeb przez co nikomu już nie zagrozi.
  4. Terroryści z Al Kajdy osobiście wysadzają się na targach i w środkach masowego przekazu. Można, a nawet należy, ich za to nienawidzić, ale trzeba jednak uszanować, że potrafią oddać swoje życie za sprawę, w którą wierzą. Nie stosują, tchórzliwie, zdalnie sterowanych robocików.

Jako anarchista, jestem przeciwnikiem instytucji państwa ale skoro już muszę żyć w jednym z nich, to powiem tak – w demokracji na ludziach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Jeśli chcesz głosować, musisz prześwietlić kandydata na wskroś. Polityk w demokracji nie może mieć sfery prywatnej. Jeśli wybierasz mordercę, możesz początkowo tłumaczyć się niewiedzą, ale gdy na jaw wychodzą jego występki, jeśli wiesz, że w twoim imieniu morduje i torturuje a ty nadal na niego głosujesz, stajesz się współwinny jego zbrodni. Podobna zasada dotyczy podatków czyli zinstytucjonalizowanej kradzieży ale to już temat na inny wpis. Ja nie głosuję – odrzucam ten system – a i tak często mi niewygodnie z moją bierną postawą gdy widzę co wybrancy ludu, z którym się nie utożsamiam, robią w imię tego ludu. Dlatego zawsze byłem i będę zwolennikiem liberum veto. Jak powiada przysłowie, żeby zło zatriumfowało wystarczy, żeby dobrzy ludzie nic nie robili. Dobrze przynajmniej, że jestem strasznym grzesznikiem.

Na koniec, w ostanim poście o Nobliście pisałem o jego zakusach w celu ograniczenia dostępu do broni. Wolnościowy spisek zwrócił moją uwagę a ja Ci teraz, Szanowny Czytelniku, prezentuję merytoryczną odpowiedź na pytanie senatora z Teksasu w sprawie konstytucyjności ograniczenia dostępu do broni.

Ufffff. Rozpisaliśmy się dzisiaj. No to w nagrodę za dotrwanie do końca muzyczka.

Bohaterska walka z pornolami czyli jak rozwiązać problem poniżania kobiet…

Kiedy byłem małym chłopcem – chciałem być żołnierzem (Armii Czerwonej). Potem zapragnąłem zostać strażnikiem muru berlińskiego, agentem Stasi, enkawudzistą lub przynajmniej ubekiem. Nocami miewałem zmazy śniąc o niekończących się przesłuchaniach, podczas których napawałem się władzą. Niestety, zanim zdążyłem zrealizować marzenia, komuna upadła a ja wszedłem w okres dojrzewania. Hormony zaczęły szaleć, co spowodowało zmianę priorytetów. Zapragnąłem posmakować kariery aktorskiej w filmach porno. Mimo tego, że na rozmowach kwalifikacyjnych rekruterzy doceniali moją wiedzę teoretyczną, nikt nie chciał mnie zatrudnić bo nie miałem 18 lat. Na domiar złego, gdy o moich planach dowiedzieli się rodzice, stanowczo zabronili mi szukać pracy w branży i kazali zająć się nauką. Jak na wzorowego syna przystało, postanowiłem pójść na studia i zostać pornologiem. Koleje losu rzuciły mnie jednak na bocznicę i nie dane mi było nawet otrzeć się o filmoznawstwo. Po dziś dzień, gdy oglądam pornole, wzdycham z rozrzewnieniem, że to mogłem być ja.

Tak naprawdę nigdy do końca nie zrezygnowałem z moich marzeń. Wciąż myślę, że pewnego dnia je zrealizuję. Niestety, okazuje się, że mogą to być marzenia ściętej moszny. Oto jak podaje Dzienny Telegraf, Mumia Europejska postanowiła pochylić się nad społecznym problemem spowodowanym filmami porno i wprowadzić całkowity zakaz wszystkich form pornografii.

Od filmów porno postanowiła uratować Cię, Szanowny Czytelniku, pani Kartika Liotard, holenderska feministka, która uważa, że zakaz pornografii i wprowadzenie cenzury internetu na podobnej zasadzie jak w Chinach, wyeliminuje ‘płciowe stereotypy’, które ukazują kobiety w złym świetle. Zgodnie z projektem, państwa członkowskie miałyby stworzyć urząd sekscenzorów, którzy nakładaliby kary firmom i osobom prywatnym ‘promującym seksualizację dziewcząt’ (cokolwiek by to miało znaczyć).

Projektowi otwarcie sprzeciwia się szwedzka Partia Piłatów i rzesze internatów. Skrzynki mailowe złodziei z Brukseli zapchały się emailami od oburzonych zboczeńców, protestujących przeciwko zakazowi. Ponieważ liczba emailów była tak duża, zaczęto je traktować jako spam, włączając automatyczną blokadę korespondencji na ten temat. Najwyraźniej europejsy nie zdawały sobie sprawy z poziomu zboczenia społeczeństw Mumii i postanowiły zatkać sobie uszy i oczy na protesty – niczym dzieci kłócące się w piaskownicy. Ba! Idę o zakład, że pani Liotard publicznie oznajmi, że jej projekt cieszy się szerokim poparciem społecznym.

Jako wolnościowiec, mam do projektu stosunek ambiwalentny. Z jednej strony, fuszka pornocenzora byłaby dla mnie jak znalazł. Mógłbym się oddać mojemu hobby i jeszcze by mi za to płacili. Po pracy wracałbym naładowany energią i nowym doświadczeniem, co urozmaiciłoby pożycie małżeńskie. Kto wie? Może częściej brałbym nadgodziny lub zabierał pracę do domu? Marzenie! Z drugiej strony, cenzura i zakazy nie są z mojej bajki. Uważam, że dorosły człowiek ma prawo oglądać dorosłych ludzi uprawiających seks, jeśli wszystkie strony układu się na to godzą.

Ze strony trzeciej natomiast, ponieważ zakaz obejmowałby wszystkie rodzaje pornografii, istniałoby ryzyko że na stanowisku pornocenzora musiałbym się zajmować pornografią homoseksualną lub zamalowywaniem siusiaków w muzeach. Nie po to wiele lat temu modlitwą i biczowaniem stłumiłem w sobie homoseksualne żądze i ożeniłem się dla niepoznaki, żeby rozbudzać je na nowo w pracy… No chyba że za dodatkową opłatą… Nie rozumiem też, może pani Liotard, holenderska feminazistka, raczy wytłumaczyć, jak film, w którym pan wchodzi na pana, kreuje negatywny wizerunek kobiet? Może przez ich nieobecność, na zasadzie, że nieobecni nie mają głosu więc poniża się je do rangi dzieci i ryb?

Parafrazując powiedzenie słynnego Majora, tfórcy Pomarańczowej Alternatywy – pomysły polityków są tak absurdalne, że same w sobie są dziełami sztuki. Może kiedyś teksty ustaw będą wystawiana na aukcjach Christie’s?

Na koniec – ostatnio odkryłem stronkę anarchistycznych libertarian z New Hempshire (odnośnik po lewej). Tam w jednym z podcastów Gardner Goldsmith podał ciekawą tezę (choć w trochę innym kontekście, ale pasuje tu jak znalazł). Gdyby, dajmy na to, Twoje dziecko zakradło się do pokoju w czasie gdy oglądasz pornola i zobaczyło co się wyrabia na ekranie, to dowiedziałoby się więcej prawdy o życiu (mimo, że większość tych filmów jest przecież udawana i przesadzona – nikt nie wytrzyma w łóżku dłużej niż 30 sekund!) niż z całej politycznej gadaniny, czy to u Tomasza Lisa, czy u Moniki Olej-NIK. O telewizji Parlamentu Europejskiego, która kosztuje 6.7 miliona Ojro rocznie, a którą ogląda 1,300 widzów dziennie (samych pracowników parlamentu jest 9,000), nie wspominając. To dopiero musi być bełkot.

Pani Liotard dedykuję niniejszy obrazek, by ją poniżyć jako kobietę:

A Tobie, Szanowny Czytelniku, w nagrodę za dotrwanie do końca tekstu ta oto muzyczka.

Zmaza nocna towarzysza Lenina

My tu gadu gadu o czerwonym Czarnym z Hameryki a tu tymczasem homoseksualnie od tyłu zaszły nas Europejsy. Może właśnie o to chodziło w tej całej debacie o tak zwanych związkach partnerskich? Nie o to, w jakiej pozycji i w jakich okolicznościach prawnych pan może wyruchać pana, czy pani panią, ale o to, jak kolektyw wesołych mutantów pod szyldem państwa (czy w tym przypadku megapaństwa) może wyruchać obywatela? Tego, że jesteś, Szanowny Czytelniku, ruchany przez państwo nie trzeba Ci chyba tłumaczyć, jeśli tego nie wiesz to powinienneś zostać ubezwłasnowolniony a twój majątek powinien ulec przepadkowi na rzecz pewnego bloga wolnościowego zaczynającego się na ‘F’, wyznaczonego w drodze sprawiedliwego losowania. Z państwem i urzędnikami jest tak, że jak im się da siusiaka to odgryzą razem z jajami. Ale kindybał, choćby i z jajami, nie zaspokoi apetytu pańswa. Polityk, urzędnik, komisarz, tylko patrzą, co by tu jeszcze odgryźć i w jakiej to nowej pozycji nas wyruchać bez wazeliny.

I tak oto po miesiącach ciężkich debat w kuluarach Europar-lamentu, w dniu dzisiejszym, Eurosowiety ustaliły, że w bankach premie nie będą mogły przekraczać jednokrotności pensji. Jedynym krajem, który sprzeciwiał się temu choremu pomysłowi była Wlk. Brytania. Pozostałe, w tym kraj ‘liberała z Gdańska’, który przed awansem na stanowisko Du(p)cze Rzeczyniepojętej wypowiadał się jaki to z niego wolnorynkowy libertarianin poparły regulacje płac w sektorze bankowym. Żeby regulacja zarobków za bardzo nie stanęła Brytyjczykom befsztykiem w gardle, Sowiety zgodziły się łaskawie, że przy zgodzie udziałowców, premie w bankach będą mogły być zwiększone do dwukrotności pensji.

Dla człowieka, który się trochę na tym zna, decyzja Eurosajuza jest ewidentnym zagraniem pod publiczkę. Mało kto (także piszący te słowa) obecnie lubi bankierów. Szczególnie tych, którzy są za duzi by upaść.

Ale po pierwsze primo, struktury wynagrodzeń to rzecz bardzo skomplikowana. Rozmumiem, że dla polityków i urzędasów wynagrodzenie uzależnione od wyników to koncepcja niepojętna, a premia kojarzy im się poprostu z dodatkowym wynagrodzeniem należnym co kwartał. Ale w wielkich prywatnych firmach wynagrodzenie często skomponowane jest tak, żeby nakierować wysiłek pracowników na wyniki, które zarząd uważa za strategiczne. Np. w dziale kard czy prawnym premia może wynosić 10% czy 50% pensji gdyż pracownik tego działu nie ma bezpośredniego wpływu na zarobki firmy a fima nie ma jakichś palących potrzeb kadrowych czy prawnych. W zamian za to pensja (czyli płaca zagwarantowana niezależnie od wyników) będzie wyższa. W bankowości inwestycyjnej natomiast, pensje są niskie ale za to brokerzy mają udział w wypracowanych zyskach (czyli premie mogą być zerowe lub multimilionowe).

Jeśli UE odgórnie ustala poziom premii, ktoś, kto ma wpływ na milionowe zaroki a nie będzie mógł zarobić za to stawek rynkowych, przeniesie się do Azji czy do USA (ci ludzie są bardzo mobilni a w Azji i Stanach płace są o wiele wyższe (a podatki niższe) niż w UE). Banki, żeby ich utrzymać, będą musiały zrekomensować utratę możliwości wielomilionowych premii. Jak to zrobią? Idę o zakład, że zwiększą gwarantowane pensje.

Według komisarzy, regulacja płac ma zmniejszyć motywację do podejmowania ryzykownych decyzji. W rezultacie jednak będzie mieć odwrotny skutek. No bo gdybyś miał, Szanowny Niewolniku, do wyboru zarobić 1,500 na rękę i, w zależności od wyniku, 100,000 premii, lub 50,000 na rękę i 50,000 premii to w którym wariancie będzie ci łatwiej podjąć ryzykowną decyzję? W tym, w kórym błędna decyzja gwarantuje ci 1500 na rękę, czy w tym, którym niezależnie od wyników dostajesz 50,000?

Ponadto, większość firm ma obecnie trzyletni okres, w którym, gdyby wyniki okazały się osiągnięte w nieuczciwy sposób lub nieprawidłowo obliczone (tzw. ‘clawback’ i ‘malus’), firma ma prawo odebrać zapłacone uprzednio premie. W momecie gdy zastąpi się je płacą gwarantowaną, firmy nie będą miały żadnych możliwości odzyskać tych pieniędzy. ‘Czy Ci stoi czy Ci leży…’

Ignorancja Eurourzędasów nie kończy się na regulacji wysokości premii. Ostatnio nasi milusińscy wpadli na pomysł, który na razie jest w fazie konsultacji, że bankierzy powinni otrzymywać wynagrodzenie nie w udziałach tylko w obligacjach. Argument jest taki, że pracownicy banku, mając udział w długu tegoż banku będą mądrzej zarządzać kapitałem. Pieknie brzmi, prawda? Ale jest jedno ‘ale’. Zapłata w papierach dłużnych GWARANTUJE wypłatę pieniędzy nieznależnie od sytuacji firmy. Podczas gdy udziały uzależnione są od kaprysów rynku i ich wartość może spaść do zera, papiery dłużne są zazwyczaj oprocentowane z zagwarantowanymi okresowymi wypłatami procenta zysku. Ponadto, w momecie bankructwa, są one spłacane przed udziałowcami. Tak więc, w zależności od sytuacji banku, wartość wynagrodzenia w akcjach może spaść do zera, natomiast wartość wynagrodzenia w papierach dłużnych zawsze będzie zagwarantowana. Co byś wolał Szanowny Czytelniku? Załóżmy, że kupiłbyś akcje BHP – czy chciałbyś, żeby jego prezes, który w twoim imieniu zarządza bankiem, dostawał zapłatę w udziałach, przez co jego geszeft byłby związany z twoim geszeftem, czy żeby dostawał zapłatę w obligacjach, dzięki czemu gdy bank upadnie, on dostałby równowartość obligacji a Ty odszedłbyś z kwitkiem?

Tak nas właśnie uszczęśliwiają Euroignoranci!

Na koniec – Kto ponosi ryzyko prowadzenia biznesu? Przedsiębiorca czy urzędnik? Regulacja struktury wynagrodzeń w prywatnych przedsiębiorstwach jest niedopuszczalnym nadużyciem władzy. Oczywiście ‘niedopuszczalnym’ w przenośni, bo przecież już dawno Europejczycy zrezygnowali z wolności i samodzielności, godząc się na państwo niańkę. Już nie jest to prywatna sprawa między szefem i pracownikiem na jakie wynagrodzenie się umówią. Teraz jest to problem społeczny, bo przecież jak firma upadnie, oboje wylądują na garnuszku państwa. Czujesz to? Szanowny Bimbrowniku? Nie zbiera Ci się na wymiona?

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że banki to tylko pierwszy krok w walce o ‘lepsze’ jutro. Bankierzy byli łatwym celem bo od paru lat propaganda wmawiała nam, że to oni są odpowiedzialni za kryzys (bo oczywiście Irlandia, Grecja, Portugalia, Hiszpania, Francja, Włochy to biedne ofiary, jak narkomani uzależnieni od gotówki, a bankierzy – dilerzy czerpali niemoralne zyski z tego uzależnienia). Ale zasada została załamana, granica przekroczona. Przyjmuję zakłady, kto pójdzie na drugi ogień. Na mojej liście obecnie są:

1. Budowlanka – to niemoralne, żeby deweloperzy zarabiali krocie podczas gdy biedni ludzie zadłużali się na całe życie, żeby mieć swoje cztery kąty. Poza tym budowlanka jest przecież współodpowiedzialna za kryzys.

2. Żywność – popatrzcie na wyniki finansowe supermarketów, popatrzcie na rezydencje na wsiach – to niemoralne, żeby ludzie bogacili się na sprzedaży pożywienia kiedy co drugie dziecko chodzi głodne.

3. Odzież – ile kosztują markowe produkty a ile zarabiają produkujący je Hidusi, Chińczycy i Polacy? To niemoralne, żeby projektant zarabiał w pięc minut tyle co robotnik w rok.

4. Sport – ile produkuje piłkarz kopiąc piłkę czy biegacz biegając 100 metrów? Czy to w porządku, że zarabiają tyle pieniędzy?

5. Nasze zarobki – to niemoralne, że zarabiamy wielokrotność minimalnego wynagrodzenia w takiej Bułgarii czy Rumunii, nie wspominając o Afryce, gdzie żyje się za mniej niż dolara dziennie. Należy obniżyć płace (ceny i tak będą regulowane) a zaoszczędzone środki przeznaczyć na inwestycje strukturalne w Afryce (w ramach konkurencji z Chinami o wpływy na tym kontynencie).

6. Szkolnictwo – o, za tym agituje moja koleżanka z pracy – Szwedka. Należy zlikwidować szkoły prywatne bo przyczyniają się one do zwiększania nierówności i uprzywilejowania pewnych grup względem innych.

Zapewniam Cię, Szanowny Szabrowniku, że dryfując po sieci i świecie znalazłem rzesze ludzi, popierających każdy z tych postulatów. Użyteczni idioci zawsze się znajdą a skoro kolejny bastion wolności upadł tak łatwo, – padną kolejne. I tak historia zatoczy koło i powtórzy się jako farsa. Spełni się tym samym zmaza nocna towarzysza Lenina – w Europie zapanuje komunizm.

I tym optymistycznym akcentem, życzę miłych snów. Na koniec, tradycyjnie, muzyczka.